Kaja popchnęła wysokie dębowe
drzwi i znalazła się w znajomym, dużym korytarzu. Wokoło było cicho i
pusto. Niezdecydowanie zatrzymała się pośrodku. Doskonale pamiętała, gdzie jest
gabinet Dominika, ale chciała tę chwilę odwlec. Uspokoić skaczące z przejęcia
serce.
Była spięta i przerażona, ale
jednocześnie obłąkanie szczęśliwa. „Jeszcze jest czas, jeszcze mogę stąd wyjść
i nigdy więcej go nie zobaczyć.- Chyba jesteś kopnięta” - wymyślała
sobie.
- A pani, do kogo? – usłyszała.
Woźna z wiaderkiem ręku. Przez
moment miała wrażenie, że zobaczy poczciwą panią Kozłowską, dawną woźną w tej
szkole, którą wszyscy lubili i, ale trochę też się jej bali. Ale stojąca przed
nią kobieta, w niczym pani Kozłowskiej nie przypominała, była też od niej sporo
młodsza.
- Ja do pana dyrektora
Szczedronia.
- A właśnie poszedł na górę.
Niech no pani tu poczeka, pewnie niedługo wróci.
Kaja posłusznie stanęła we
wskazanym miejscu.
- Boże, co to będzie -
myślała po chwili.
Pojawienie się mężczyzny
przerwało kłótnię, którą Kaja prowadziła ze sobą. Mężczyzna schodził po
szerokich schodach, wolnym, swobodnym krokiem. Zauważył ją stojąca koło okna i
już nie spuszczał z niej wzroku. Ona również patrzyła na tę postać, tak drogą i
bliską, a jednocześnie tak nieosiągalną. Postać, która od lat nawiedzała ją w
snach.
Szczedroń zbliżył się do niej i
stwierdził raczej niż zapytał:
- Pani do mnie, prawda?
Motyl pod sercem Kai wykonał
potrójne salto.
- Tak- wyszeptała.
Nauczyciel uniósł jej rękę do
ust, a potem chwilę przytrzymał w swoich dłoniach.
- Zapomniałem już, że jest pani
taka śliczna!
Kaja speszyła się jeszcze
bardziej. Weszli do gabinetu, Dominik wskazał jej fotel przy niskiej
ławie.
- Niech mi pani powie, Kaju,
czemu jest pani tak zdenerwowana?
- Jestem przerażona tym, na co
się odważyłam – odpowiedziała szczerze.
- Ależ dlaczego, należy żałować,
że nie zrobiła pani tego wcześniej. Ktoś zapukał do gabinetu; to woźna
przyniosła dwie kawy.
- No więc, cóż u pani słychać.
Dwanaście lat, to szmat czasu...
- Rzeczywiście, odpowiednio długi
czas, na zrobienie mnóstwa głupstw i błędów w życiu – odpowiedziała Kaja zanim
zdążyła pomyśleć.
- Cóż, wszyscy jej popełniamy,
inaczej się nie da. Rozumiem, że wyjeżdża pani z kraju, tak? Czy to
też jest jeden z błędów?
- Tego jeszcze nie wiem.
- A inne?
Kaja przełknęła łyk
kawy...Nerwowe napięcie powoli z niej opadało.
- Zbyt dużo, żeby o nich mówić,
lepiej powiedzieć o tym, o czym mogę się pochwalić, a mianowicie, dwoje
wspaniałych dzieci, bliźniaki chłopiec i dziewczynka, prawie jedenastolatki.
- Gratuluję! Oni też jadą z
mamą?
- Oczywiście.
- I naturalnie małżonek?
- Od prawie pięciu lat jesteśmy
rozwiedzeni.
- Przepraszam, przykro mi!
Kaja skwitowała to uśmiechem.
Potoczyła się rozmowa. Dominik mówił o szkole, o nauczycielach,
Kaja opowiedziała o swojej pracy, trochę o bliźniakach. Wspomniała
również o Marcie i Kasi, ale nie pamiętał ich zbyt dobrze. W końcu przez
te lata, setki uczennic przewinęło się przez szkołę.
- A mogę wiedzieć, dokąd pani
wyjeżdża?
- Do Kanady! – „Skąd mi ta Kanada
przyszła do głowy, przecież z Kaśka rozmawiałyśmy o Australii”- pomyślała.
- Daleko- stwierdził.
- Tak, daleko.
- I temu, że pani wyjeżdża z
kraju na stałe, zawdzięczam tę dzisiejszą wizytę?
Kaja zawahała się.
- Proszę to zrozumieć dobrze.
Wyjeżdżam z kraju i nie mogłabym wyjechać nie zobaczywszy pana.
- Czemu, Kaju? Czy może mi
pani na to odpowiedzieć?
- Czy pamięta pan naszą ostatnią
rozmowę?
- Oczywiście!
- Czy więc to pana dziwi?
- Nie, dziwi mnie jedynie fakt,
że trzeba było tylu lat, żebyśmy się znów zobaczyli.
- Prawdopodobnie, gdyby nie
zmiany, jakie mają zajść w moim życiu, następnej rozmowy by nie było!
- Znów muszę zapytać, czemu?
- To chyba zrozumiałe!
- Nie, nie dla mnie. Czy
naprawdę, trzeba było dwunastu lat, żebyśmy się mogli znów zobaczyć? Wtedy też
stała pani w obliczu ważnej życiowej decyzji, teraz sytuacja w jakiś sposób
jest podobna. Wprawdzie nie zmienia pani stanu cywilnego, ale kontynent. Równie
ważna decyzja. Czy zawsze musi nastąpić jakiś przełom w pani życiu, żeby pani
sobie o mnie przypomniała?
Kaja zaśmiała się, trochę z
rozbawieniem, trochę ironicznie.
- Żebym sobie
przypomniała?- powtórzyła - Doprawdy, nie wiem, co na to
powiedzieć.
- Nie było takiej nadziei, przez
te wszystkie lata, nie mogłam mieć takiej nadziei żeby o panu zapomnieć -
powiedziała cicho po długiej przerwie.
- Więc dlaczego dopiero teraz?
Kaja milczała. Cóż miała mu
powiedzieć? Że przecież była tu, dwanaście lat temu, mówiła mu, że go
kocha. Przecież on to wszystko wiedział. Czyż miała mu powiedzieć, że
przybiegała pod szkołę, przez prawie dwa lata. Dominik, chyba też myślał
o tym spotkaniu przed laty, bo powiedział.
- Wtedy, tamto pani wyznanie,
wziąłem za egzaltację, fascynację dziecka, jakim chyba jeszcze wtedy pani była.
I proszę mi wierzyć, nie mogłem zrobić nic, chociaż wiedziałem, że gdybym
zrobił pół kroku, sprawa potoczyłaby się inaczej. Ale pani stała na progu
nowej drogi życiowej i ja nie miałem prawa niczego psuć, nie dając nic w
zamian. Mógłbym wyrządzić pani wielką krzywdę.
- To nie była egzaltacja. A
ja nie byłam dzieckiem. I nie wiadomo, czy chroniąc mnie przed jedną krzywdą,
wyimaginowaną krzywdą - muszę dodać, nie wyrządził mi pan jeszcze większej.
Prawdziwej!
Dominik bez słowa wstał z
fotela. Zbliżył się do Kai. Nachylając się nad nią, dotknął ustami
jej warg.
Dla Kai świat się zatrzymał.
Ziemia przestała się kręcić i tylko wisiała sobie gdzieś tam w
przestworzach. Wargi Dominika w cudowny sposób gładziły jej skórę, przesuwały
się z jednego kącika w drugi, czułe i drażniące zarazem, aż w końcu język
mężczyzny rozchylił nabrzmiałe, oczekujące usta.
- Kaju - powiedział po bardzo
długiej chwili. Kobieta otworzyła oczy, ale minął wiek cały zanim ziemia
wróciła na swoją orbitę.
- Kaju - powtórzył - nie ma
profesora i uczennicy, jesteś ty i ja. - Dominik! - znów pocałował ją w
rękę - Dziś jesteś piękną, dorosłą kobietą, jesteśmy równymi partnerami, a
właściwie z racji swojego uroku, masz nade mną olbrzymią przewagę. Dziś
wszystko wygląda inaczej. I tylko od nas zależy to, co się dalej z nami
stanie. Przed nami jeszcze trzy tygodnie, jeśli będziemy chcieli, mogą
być cudowne. Nie nadrobimy tych lat, ale możemy sobie dać dużo
radości. Pozwól mi wziąć inicjatywę w swoje ręce.
Kaja słuchała tych słów i
zastanawiała się, dlaczego, nie czuje tej spodziewanej radości? Gdzie się
to wszystko podziało? Kiedyś za takie słowa oddałaby pół życia, a dziś
Dominik klęczy przed nią i prosi o trzy tygodnie, a ona milczy. Bo nie wie czy
jest na to zdecydowana. To co znaczyły te wszystkie lata? Te wszystkie
przepłakane noce, te wszystkie chwile, kiedy odwracała się od Szymona,
przepełniona żalem i pretensją do męża, za to że nie jest Dominikiem. Czy
po drodze zagubiła to uczucie do niego? Czy przestała go kochać? Może
Kasia miała rację?
- Kaju? - zapytał.
- Tak, Dominiku! -
powiedziała i się uśmiechnęła. Imię jego na jej wargach, zabrzmiało słodko, jak
świeży plaster miodu.
- Czy chcesz się ze mną spotkać?
„No właśnie? - Czy chcę?” - zapytała się w myślach.
I nie umiała sobie dać odpowiedzi.
- Pozwól mi się z tym oswoić -
poprosiła.
Spojrzał na nią lekko
zaskoczony.
-
Oczywiście...rozumiem...
Ale wiedziała, że nie rozumie.
Jakże mógłby to zrozumieć, skoro ona sama tego nie rozumiała.
- Czy chcesz żebym do ciebie
zadzwonił, czy wolisz ty zadzwonić do szkoły.
- Zadzwoń ty – powiedziała,
pisząc na kartce swój numer telefonu.
- Posłuchaj, malutka, cokolwiek
się zdarzy między nami, będzie zależało tylko od nas, jesteśmy dorosłymi ludźmi
i nie musimy niczego forsować, ale też niczego nie musimy sobie odmawiać.
Życie, jest po to żeby żyć, a nie wspominać. Dlatego cię proszę, dajmy
sobie te trzy tygodnie. Może być pięknie, zaufaj mi.
- Pójdę już, Dominiku!
Cieszę się, że cię widziałam.
- Nie odchodź jeszcze.
- Pozwól mi iść... i zadzwoń do
mnie któregoś dnia.
http://www.e-bookowo.pl/proza/do-widzenia-profesorze.html
Czytalam i polecam.Piekna ksiazka I opracowanie graficzne.Dziekuje pani Ewo.
ReplyDeleteTa książka wciąga bez pamięci... Nawet zmęczenie nie jest w stanie pokonać ciekawości:). Bardzo bardzo polecam tą książkę..
ReplyDelete