Korona po 50.
Do spostrzeżeń,
które zamieściła na swoim blogu Małgorzata Kalicinska dodam kilka swoich z
innego punktu widzenia
Już początek i
cały późniejszy proces głosowania i rozwoju projektu sugerował, że na wysoką
poziom i dopiętą na ostatni guzik organizacje nie ma, co liczyć.
Nie będę powtarzała
za Małgosią, że słowo miss –jest tu zupełnie na nie miejscu, ale ponieważ nie
byłam tego pewna czy mogę startować w konkursie, bo jakby nie było miss już nie
jestem od jakiegoś czasu… dość długiego, wysłałam do pani Katarzyny C. email z
zapytaniem o to, po czym dostałam radosny świergot, że tak oczywiście, wszystkie
panie po 50 bez względu u na stan cywilny
Gratuluję serdecznie! Miss jest śliczna, zgrabna i ma mądre myślace oczy.
Kiedy zgłaszałam
się do konkursu dałam organizatorce kredyt zaufania i zrozumienia, że może nie
wszystko przebiega gładko, że są trudności, ale wypłyniemy na czystą wodę i
dobijemy brzegu. Wycofałam się po kilku tygodniach, bo nie sposób było nadążyć za
zmianami regulaminu już w trakcie głosowania i sprzecznymi informacjami, szachrajstwami,
kiedy w cudowny sposób nagle w ciągu
godziny wybranym kandydatkom przybyło po kilkaset głosów. Nie było na to
reakcji Katarzyny C. jedynie wymyślenie innego systemu głosowania, z tym, że głosy
już nabyte zostają. Czy to ja tylko mam
takie nieodpowiednie wrażenie, czy to naprawdę jest to cicha zgoda na szwindel?
Słowem, chaos przypominający stworzenie
świata. Poza tym coś, czego nienawidzę,
pochlebstwo, lizusostwo, hymny pochwalne tam gdzie przydałoby się kilka
trzeźwych i krytycznych słów.
Śledziłam jednak dalszy
ciąg przedsięwzięcia i czekałam na Galę. Jakim cudem narobiło się tyle Miss-ek
skoro miała być Miss po 50? Miało być również kilka Miss Gracji, Publiczności ,
Foto itd. W sumie dziesięć osób, skąd się wzięło tyle, chyba ze trzydzieści
babek.
Pani
organizatorka bez pantofli na Gali. Na Gali, która jak sama nazwa wskazuje jest
uroczystością z całą "pompą", bankietem z udziałem
oficjalnych gości, słowem prezentacją na najwyższym poziomie.
I
czym się tłumaczy Pani organizatorka na swoim portalu „ Miss po 50”, na pytanie
- „ Gdzie zgubiła szpilki”? Otóż zdjęła, bo spuchły jej nogi, bo dość się
nabiegała, bo miała tylko wyjście, - pójść do domu, lub wystąpić bez szpilek.
Osobiście uważam, że to pierwsze zaszkodziłoby mniej, a może nawet wręcz
pomogło. Nie wierzę, że przebieralniach pełnych ciuchów i różnego rodzaju dodatków,
w tym niewątpliwie butów, nie znalazły się czółenka dość wygodne i duże, które
mogłyby obuć obolałe nogi biednej sierotki Marysi. Ale nie – miało być uroczo i wdzięcznie, a
wyszło żałośnie. Bosonoga contessa to pani Czajka nie jest. Żenada.
Idea
projektu jest świetna i godna pochwały i mam nadzieję, że trafi w
kompetentne ręce, które poprowadzą ją tak, że kobiety po pięćdziesiątce nie będą musiały walić z kopa w drzwi, a zwyczajnie je otworzą.